środa, 24 stycznia 2018

SEASONS OF THE WOLF - Last act of Defiance (2018)

Panie i panowie do świata żywych wrócił amerykański wyjadacz jeśli chodzi o heavy/power metal i mowa tutaj o Seasons of the Wolf. Jedna z tych formacji, która zaczęła grać już w 1988r i przez ten czas udało się wydać 5 albumów. Najnowsze dzieło zatytułowane "Last act of Defiance" ukazuje się w styczniu tego roku i to po 11 latach przerwy. Zespół nie marnował czasu i w efekcie udało się znów nagrać wyśmienity album z wyrazistymi riffami, z przybrudzonym brzmieniem, pazurem i zadziornością. To płyta, która zachwyci fanów heavy metalu lat 80, a przede wszystkim maniaków Metal Church, Leatherwolf czy też Attacker. Choć płyta ukazała się teraz, to brzmi jakby powstała w latach 80. Co bije z tego krążka to szczerość, niezwykły talent muzyków i pomysłowość, która przejawia się w utworach. Znajdziemy tutaj elementy nwobhm, power, heavy czy nawet thrash oraz progresywnego metalu. Mieszanka jest wybuchowa. Zespół ma swój styl dzięki znakomitemu wokaliście Wesowi, który potrafi nadać klimatu i charakteru kompozycjom. Gitarzysta Barry i klawiszowiec Dennis stworzyli naprawdę imponujące aranżacje, które wciągają i zapadają w pamięci. Wszystko jest zagrane z polotem i pomysłem. Tak więc mamy 45 minut znakomitej muzyki. Płytę otwiera energiczny "Solar Flare", który zabiera nas w rejony Judas Priest czy Krokus. Klasyczny kawałek i to w najlepszym wydaniu. Mroczniejszy "Take us to the stars" ma w sobie więcej amerykańskiego heavy/power metalu, ale to wciąż granie na wysokim poziomie. Progresywność znakomicie wybrzmiewa w klimatycznym i złożonym "Be careful what You wish". Kolejnym mocnym punktem jest zadziorny i niezwykle rytmiczny "Drifter" czy "Fools gold", który przemyca patenty Kinga Diamonda czy Judas Priest. Instrumentalny "Dark stratosphere" po prostu mnie oczarował magicznym klimatem i niezwykłymi aranżacja. Brzmi to świeżo i niezwykle melodyjne. Oby w takim kierunku band podążył. Echa speed/thrash metalu mamy w rozpędzonym i agresywnym "No more room in hell". Całość zamyka marszowy "Last act of Defiance", który pokazuje w jak znakomitej formie jest band. Bardzo miłe zaskoczenie roku 2018 i dobrze widzieć, że Seasons of the Wolf wrócił i ma się dobrze. Klasyczny heavy/power metal  w najlepszym wydaniu. Płyta warta uwagi i to bez dwóch zdań. Ciężko dzisiaj o takie perełki.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz