wtorek, 16 stycznia 2018

BLACK CYCLONE - Death is King (2018)

8 stycznia tego roku ukazał się debiutancki album szwedzkiej kapeli Black Cyclone zatytułowany "Death is king". Band ten powstał w 2009 r i początkowo panowie grali black metal, jednak z czasem zaczęli zmienić stylistykę w kierunku speed/thrash metalu. Gdzieś tam zostały elementy black metalu co można odczuć jeśli chodzi o klimat płyty czy mroczny charakter frontowej okładki.  W muzyce szwedzkiej kapeli można bez problemu odnaleźć wpływy Slayer, Testament czy Overkill i właśnie w takich klimatach utrzymana jest całość. Na uwagę zasługuje specyficzny wokal Linusa, który stawia na heavy metalowy wydźwięk. Znakomicie wypadają wysokie rejestry w jego wykonaniu. Śpiewa z miłości do metalu i to słychać od samego początku. "Death is king" to przede wszystkim dobrze zgrany album, który imponuje mrocznym, przybrudzonym brzmieniem i klimatem rodem z płyt Kinga Diamonda. To wszystko zlewa się w spójną całość. Sam materiał jest urozmaicony i każdy znajdzie coś dla siebie. "Death is crowned as king" to prawdziwa thrash metalowa petarda i to jest właśnie taka jazda bez trzymanki. Dobra szybkość, mocny, zadziorny riff i proste granie sprawiają że utwór robi furorę.Imponuje też energiczny i złowieszczy "Hordes" czy bardziej melodyjny "Black cyclone", które mają coś z dawnego Kreator czy Overkill. Te utwory pokazują też dobre zgranie gitarzystów tj Pera i Petera, którzy stawiają na sprawdzone patenty. Co mi się podoba to na pewno marszowy i bardziej heavy metalowy "Beast Bastallion". Kolejną petardą na płycie jest rozpędzony "Under your hoof", który wyróżnia się mocnym, wyrazistym riffem, a także niezwykłą dynamiką. W podobnej stylistyce są utrzymane dwie kolejne petardy, a mianowicie  "Death by crushing"  czy "This is it". Jednym słowem speed/thrash metal pełną gębą. Nie ma słabych momentów, a muzycy pokazują, że nie są żółtodzióbami i grać potrafią. Bardzo mocna rzecz.

Ocena:8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz