piątek, 7 lipca 2017

BLIND GUARDIAN - Live beyond the Sphere (2017)

Kiedyś to powstawały prawdziwe albumy koncertowe. Były emocje, klimat, żywa publika i można było poczuć się jakbyśmy uczestniczyli w danym wydarzeniu. Dzisiejsze albumy to zazwyczaj obdarte z emocji i prawdziwego klimatu wydawnictwa, w których dopracowania w studiu zabijają wszystko. "Imaginations Through The looking glass" i album cd w postaci "Live" jakie zgotował Blind Guardian w 2003 i 2004 r były i dalej są prawdziwym majstersztykiem.  Blind Guardian przez ostatnie lata raczej nie rozpieszcza swoich fanów jeśli chodzi o wydawnictwa. 14 lat przyszło czekać na nowy album koncertowy, a nowe albumy studyjne ukazują się w odstępstwie 4-5 lat. Kiepska frekwencja. W 2015 roku światło dzienne ujrzał "Beyond the Red Mirror", który odniósł sukces komercyjny. Jest to bardziej progresywny i symfoniczny album. Nie jest to już ten Blind Guardian, który zasłynął z takich petard jak "Lost in the Twilight Hall" czy "Valhalla". Zespół ruszył w ogromną trasę i podczas tej trasy zaczęto nagrywać materiał na nowy album koncertowy. Nic dziwnego bo trasa cieszyła się sporym zainteresowaniem. "Live beyond the Sphere" to 3 płytowy album koncertowy, w którym zespół skompletował ciekawą setlistę, którą tworzą utwory z różnych momentów i miejsc podczas owej trasy.

Pomysł ciekawy, a jak z efektem? Cieszy na pewno spora ilość materiału i niektóre smaczki, ale nie jest to płyta idealna i na miarę "Live" z 2003r. Nie ma takiej energii, Hansi śpiewa łagodnie i jakoś tak bez ikry. Momentami jest to wszystko jakieś takie płaskie i ugrzecznione, a przecież ten zespół potrafi grać agresywnie i z wykopem. Tutaj zaczynają się mieszane uczucia, bo album jest solidny i słucha się naprawdę przyjemnie. Jednak nie jest to ta klasa co kiedyś. Cieszy mnie, że mamy utwory z różnych etapów kariery i że gdzieś w tym wszystkim, że publika dobrze się bawiła.

Na pewno dobrze na żywo wypada rozbudowany i progresywny "The Ninth Wave", który pochodzi z "Beyond the red Mirror". Kiedy pierwszy raz usłyszałem ten kawałek, to jakoś mi nie podszedł do końca. Bardziej zyskał na żywo podczas koncertu w Warszawie. Cieszy fakt pojawienia się petardy "Banish From Sanctuary", ale właśnie tutaj słychać, że brakuje mocy i tego pazura co kiedyś było słychać. Nawet wokal Hansiego jest jakiś taki bez werwy i zadziorności.  Nie mogło zabraknąć klimatycznego "Nightfall", który zawsze sprawdza się na koncertach. Publika zawsze ożywa przy tym utworze.Z nowej płyty na pewno na uwagę zasługuje "Prophecies" , który zachwyca przebojowością i podniosłym charakterem. Bardzo koncertowy kawałek. Z power metalowych petard pojawia się też "Tanelorn" i jest to jeden z mocniejszych punktów płyty. "The last Candle" to jeden z moich ulubionych kawałków z mojej ulubionej płyty Blind Guardian. Pierwszą płytę zamyka kolos w postaci "and then there was the silence".

Drugą płytę otwiera "The lord of The Rings", czyli kultowa ballada Blind Guardian, która zawsze jest mile widziana przez publikę. Jeden z fajniejszych momentów, kiedy publika śpiewa razem z Hansim. Dobrze, że brzmienie nie zagłuszyło tego efektu całkowicie. "Fly" wzięty z koncertu w Warszawie wypada równie dobrze. Najlepszy kawałek z "A twist in the myth" i dzieje się sporo podczas tego kawałka. Kolejną petardą jest nieśmiertelny "Lost in the Twilight Hall" i w końcu zaczyna się coś dziać i jest pożądany power metal. Nie mogło zabraknąć magicznego"Imaginations from the other side", ale znów można odnieść wrażenie, że to nie to co kiedyś. Szkoda, że ucięto intro do "Into the Storm", ale i tak utwór się broni. Z najnowszego dzieła nie mogło zabraknąć energicznego "Twilight of the Gods", który zachwyca mocnym riffem i wciągającym refrenem. Drugi krążek zamyka mocny "And the story ends", który wyróżnia się mrocznym klimatem.

Trzeci album zaczyna się rozbudowanym i melodyjnym "Sacred Worlds", w którym naprawdę sporo się dzieje. Najpiękniejszy moment to "The bard songs (in the forest)", w którym publika dominuje i chyba fajnie byłoby gdyby Hansi mniej śpie kawał, a więcej publika. Pięknie to brzmi. Prawdziwy koncert na żywo. Ciężko sobie wyobrazić koncert bardów bez killera w postaci "Valhalla". Jeden z moich faworytów z całej twórczości Niemiec. Na koniec mamy trzy jakże fantastyczne kawałki. Podniosły "wheel of time", speed metalowy "Majesty" i wielki hit zespołu jaki jest "mirror mirror".

Można narzekać, że jest to wydawnictwo dalekie od ideału i momentami jest dalekim od starych koncertów, ale ma też kilka plusów. Dobra zabawa, ciekawa setlista, zbiór utworów z różnych okresów, również z ostatnich dzieł. Jak ktoś nie miał do czynienia z Blind guardian, to może śmiało sięgnąć po ten album koncertowy. Może nie jest to album koncertowy na miarę tych klasyków z lat 90 czy 80, ale płyta uwieczniła rozmach trasy promującej "Beyond the red mirror" i frajdę fanów podczas uczestniczenia w tym wielkim wydarzeniu. To chyba najważniejsze.

Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz