czwartek, 8 czerwca 2017

ETERNAL FEAR - Killing Time (2017)

Kto by pomyślał, że szwedzki band o nazwie Eternal Fear zajdzie tak daleko? Mało kto obstawiał, że zespół przetrwa 22 lata działalności  i nagra 5 studyjnych albumów. Robi to ogromne wrażenie i napawa optymizmem, jeśli chodzi o przyszłość tej kapeli. Najnowsze dzieło w postaci "Killing Time" to nie podważalny dowód na to, że Eternal fear grać potrafi i to na wysokim poziomie. Idealny przykład, że można grać klasycznie, ale zarazem nowocześnie i z przytupem. Jest to nie lada gratka dla fanów mrocznego heavy metalu, w którym przeplatają się elementy power metalu, thrash metalu czy stooner rocka.

Kapela działa od 1995 r i wypracowała pewne swoje schematy i sprawdzone elementy. Mroczny klimat, soczyste, nieco przybrudzone brzmienie, ostre riffy czy specyficzny wokal Ove Johnssona. Jak ktoś lubi nowoczesne brzmienie, które ma być ostre i mocarne, ten bez wątpienia po lubi to jak brzmi dzieło szwedów. Mocnym punktem zespołu jest Ove Johnsson, który brzmi jak zagubiony wokalista Bloodbound. Niezwykła technika i umiejętność przechodzenia z wysokich rejestrów w niskie. Bez wątpienia to właśnie Ove napędza muzykę Eternal Fear. Sekcja rytmiczna jest dynamiczna i zgrana, zaś gitarzyści dają niezłego czadu. Stawiają na dobrą zabawę, ciekawe melodie i urozmaicone riffy. Dzięki temu płyta nie jest na jedno kopytu i nie przynudza.

Płytę otwiera słynne już wycie syreny i tak o to zaczyna się pierwszy killer w postaci "Thy will be done". Ciekawa mieszanka stylów Judas Priest, Nightmare, czy Iced Earth.  Imponujące dźwięki nas atakują. Riffy są mroczne, ciężkie ale i bardzo melodyjne. Tak powinno się grać heavy metal na miarę naszych czasów.  Stooner rocka gdzieś wybrzmiewa w melodyjnym "Age of Glory", choć nie brakuje tutaj elementów power metalowych. Kolejny mocny i zadziorny kawałek, który pokazuje że Eternal Fear zna się na rzeczy. Trzeci utwór to "black Country" i tutaj wkraczamy w rejony thrash metalu to i nie brakuje skojarzeń z Artillery, Overkill, czy Iced Earth. Zespół ponoć lubi inspirować się twórczością Black Sabbath i słychać to poniekąd w melodyjnym "The Shadow". Tytułowy "Killing Time" jest stonowanym, marszowym i ponurym kawałkiem. Sam motyw i konstrukcja utworu jest intrygująca i na długo zostaje w głowie. "Halls of Odin" to najbardziej rockowy kawałek i w nim jest najwięcej patentów z stoner rocka. Niezwykle przebojowy i melodyjny utwór. "Child of Darkness" to kolejna petarda i kolejny kawałek o thrash metalowej naturze. Dobra  melodia to połowa sukcesu do uzyskania przeboju. Taką na pewno mamy w energicznym "Evil Ways". Całość zamyka mroczny i wciągający "Chamber of Lies", który również jest miłą wycieczką w rejony znane nam z płyt Black Sabbath.

Ktoś pomyśli sobie, że to kolejna płyta z serii jedna z wielu, jednak tutaj zespół zaskakuje i stara się wyróżnić na tle innych płyt z roku 2017. Jest melodyjnie, jest mrocznie, ciężko, czasami thrash metalowo, czasami nawet rockowo, ale wszystko jakoś tak nowocześnie podane. Niby płyta z kręgu heavy metalu, ale jakoś tak wyróżnia się na tle innych płyt tego typu z roku 2017. Czas zagłębić się w twórczość Eternal fear bardziej dokładniej, bo jest to prawdziwy diament, który mógł nie którym umknąć.

Ocena: 9.5/10

1 komentarz:

  1. kolego, może się cze piam, ale popra cuj tro chę nad grama tyką.a płyta w pytę.

    OdpowiedzUsuń