sobota, 24 grudnia 2016

TOXIC ROSE - Total Tranquility (2016)

Kiedy 4 lata temu odkryłem dzięki uprzejmości wytwórni Icy Warriors Records szwedzki band o nazwie Toxic Rose, to już wiedziałem że będę śledził ich poczynania. W tamtym okresie epka „Toxicrose” idealnie trafiała w mój gust, jednocześnie dostarczając nowych przeżyć. Pierwszy raz usłyszałem, żeby ktoś mieszał glam metal z power metal i to z jakim skutkiem. Gdzieś w tym wszystkim poczułem świeżość i niezwykłą pomysłowość na to co tak dobrze jest mi znane. Niby Toxic Rose debiutował, niby przygodę z muzyką dopiero zaczynał to już można było dostrzec, że są uzdolnieni i wiedzą jak grać. Pierwsze skojarzenia były z Sinbreed, Skull Fist czy właśnie Bloodbound. Zespół świetnie bawił się motywami, potrafił urozmaicać kompozycje i tworzyć zapadające w pamięci przeboje. Tak było 4 lata temu i od tamtego czasu nic się nie zmieniło. Ich debiutancki album zatytułowany „Total Tranquility” to tylko potwierdza, jednocześnie stawia szwedów bardzo wysoko jeśli chodzi o debiuty roku 2016.

Kluczową rolę w tym zespole odgrywa bez wątpienia świetny i utalentowany wokalista Andy Lipstixx, który manierą przypomina mi Urbana Breeda. To właśnie dzięki niemu Toxic Rose ma tak wiele wspólnego z Bloodbound. Spora też w tym zasługa Toma Wouda, który wygrywa ostre, melodyjne riffy osadzone w nieco mroczniejszym klimacie. Oprócz zadziorności, słychać w tych gitarowych partiach lekkość, pomysłowość i chwytliwe melodie. To wszystko składa się w spójną całość. Zespół funkcjonuje 6 lat i stworzył własny styl, gdzie heavy/power metal spotyka glam metal. Owy glam przejawia się w brzmieniu, w konstrukcji utworów, a także w niektórych aranżacjach. Dzięki temu nie da się ich pomylić z innym zespołem, a sam album zyskał poprzez to tylko na przebojowości. Te cechy uwypukla świetny otwieracz „World of Confussion”, który idealnie otwiera album. Pokazuje potencjał grupy, a także pokazuje ich talent do tworzenia chwytliwych melodii i podniosłych refrenów. Niby przypomina nam takie zespoły jak Sinbreed czy Bloodbound, a z drugiej strony nas zaskakuje. Toxic Rose dobrze wykorzystuje partie klawiszowe, dobrze wykorzystuje proste i nieco słodsze melodie co potwierdza melodyjny „The Silent end of Me” czy power metalowy „Killing the Romance”. Kolejnym wielkim hitem na płycie jest nieco nowoczesny „Sinner” który potrafi oczarować wciągającą melodią. Prawdziwa magia. Zaskakuje również marszowy i bardziej epicki „We own the Night”, który przemyca cechy Manowar. Ten kawałek musi się podobać maniakom true heavy metalu. Z kolei energiczny i nieco słodszy „Reckless Society” mógłby zdobić jakiś album Stratovarius. Tutaj zespół tak naprawdę pokazuje pazur i swoje power metalowe oblicze. Nutka hard rocku w „Clarity” dodaje szaleństwa i prawdziwej jazdy bez trzymanki. Nie mogło się obyć też bez ballady i tutaj Toxic Rose wykracza poza ramy i tworzy prawdziwą perełkę. „Because of You” ma w sobie coś co potrafi wzruszyć i złapać za serce. Utwór jest piękny w tej prostej formie. Dawno nie słyszałem tak dobrze skonstruowanej ballady i to tylko potwierdza jakość Toxic Rose. Kiedy trzeba to potrafią grać ostro i niezwykle nowocześnie i tego dowodem jest złowieszczy „We all fall Down”. Całość zamyka nieco dłuższy „Total Tranquility”, który jest już bardziej progresywny i bardziej pokręcony.

Mieliśmy wiele debiutów w tym roku, ale Toxic Rose swoim albumem pozamiatał konkurencję. Pokazali świeże spojrzenie na heavy/power metal. Można jednak grać szybko, agresywnie, melodyjnie, a w dodatku w klimatach glam metalu. Mieszanka wybuchowa i trzeba przyznać, że ich debiut jest perfekcyjny. Nie ma żadnych zarzutów w kierunku Toxic Rose. Czekam na więcej takich albumów w ich wykonaniu. Gorąco polecam !

Ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz