niedziela, 28 sierpnia 2016

LORDI - Monstereopheonic (2016)

Od jakiegoś czasu muzyka Lordi jakoś mnie nie przekonuje. Zmiany personalne miały wpływ na to co grają i w jaki sposób grają. Brakuje składu i ładu i ostatnie albumy pokazują słabą formę zespołu. Lordi sławę już zdobył i pomogły w tym stare dobre albumy i występ w Eurowizji, tak więc nic nie muszą udowadniać. Jednak fani chcą słuchać coś mocnego, coś co zapada w pamięci. Czy najnowsze dzieło w postaci „Monsterophonic -Theaterror vs Demonarchy” coś zmienia w tej kwestii? Otóż tak. Jak sama nazwa wskazuje mamy dwie strony zespołu. Z kolei Demonarchy to utwory, które opowiadają o wiedźmie czy wilkołakach i ukazują nowoczesną wersję lordi. Tak więc jest nawiązanie do tradycji, do tego co zespół grał na początku jak i coś nowego, zaskakującego. Album sam w sobie może nie należy do najlepszych w historii zespołu, ale i tak jest o wiele ciekawszy niż ostatnie dzieła. Nie brakuje mocnych riffów, nie brakuje przebojów i urozmaicenia. Płyta ma w sobie hard rockowego pazura i heavy metalowe uderzenie. Wokal wciąż jest mocną stroną lordi i w sumie słychać to przez całą płytę. „Lets go slaughter He man” to znakomity kawałek, który opiera się na chwytliwym refrenie i przejrzystej melodii. Dawno Lordi nie stworzył tak dobrego hitu i przypominają się czasy „Deadache”, który bardzo lubię. Album promował „Hug Your Hardcore”, który jest dość nowoczesnym kawałkiem. Pierwsze skojarzenie to Ramstein. Nie brakuje tutaj hard rocka i pomysłowego refrenu. Kompozycja na pewno się broni i pokazuje pewnego rodzaju świeżość w muzyce Lordi. Zaskakuje na pewno melodyjny i bardziej heavy metalowy „Down the Devil” i na takie utwory warto czekać. Lordi sprawdza się w tego typu kompozycjach. Dobrze sprawdzają się tutaj partie klawiszowe, które na ostatnich albumach były nijakie. Stonowany i nieco mroczniejszy „Mary Is dead” też potrafi zauroczyć swoim klimatem i pomysłową konstrukcją. „Sick Flick” to kolejny mocny kawałek na płycie, który ukazuje bardziej hard rockowo-heavy metalowe oblicze. „None for one” zaskakuje lekkością i ciekawymi urozmaiceniami. Moim faworytem jest rozpędzony „Demonarchy”, który ukazuje zupełnie inne oblicze Lordi. To brutalniejsze oblicze bardzo pasuje do nich. Do grona mocnych kawałków warto też zaliczyć „Heaven sent hell on earth” czy rozbudowany „And the zombie says”. Całość zamyka nieco dłuższy „The night Monsters Died”, który pokazuje że Lordi próbuje nieco urozmaicić swój styl. To akurat dobry znak, że zespół chce się rozwijać, a przy tym być wiernym swoim priorytetom. Lordi powrócił z naprawdę udanym albumem, który pokazuje że wciąż stać ich na dobre wydawnictwo. Polecam!

Ocena:7.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz